Jak naprawdę wyglądała obrona Jasnej Góry?

Wszyscy wiedzą, jak wyglądało oblężenie częstochowskiego klasztoru. Nieprzeliczone tysiące napastników, powtarzające się ataki, bohatersko odpierane przez zgromadzoną w twierdzy garstkę niezłomnych patriotów. I kolubryna. Taki obraz oblężenia klasztoru dzięki Sienkiewiczowi utrwalony został w zbiorowej pamięci Polaków. Większości z nas przychodzą na myśl również kadry Hoffmanowskiego Potopu. Jasna Góra to symbol narodowy między innymi dzięki obrosłemu legendą oblężeniu. Jaka jednak prawda kryje się za legendą?


Zacząć musimy od tego, dlaczego w ogóle doszło do ataku na klasztor. Potop szwedzki, którego elementem było oblężenie, sam był jednym z etapów II wojny północnej, której celem było zdobycie przez Szwecję absolutnej dominacji nad Bałtykiem. Już od II połowy XVI wieku wojska Rzeczypospolitej ścierały się z armiami północnego sąsiada w walkach o Inflanty i ujście Wisły, do pewnego momentu nie ustępując im pola. W 1655 roku sytuacja jednak była zupełnie inna, niż za panowania Zygmunta Augusta. Szwedzka armia, złożona z niemieckich najemników, opromieniona bitewną chwałą w czasie wojny trzydziestoletniej, po jej zakończeniu stanowiła czynnik destabilizujący to państwo: trzeba ją było opłacić, tymczasem kasa Karola X Gustawa świeciła pustkami. Jedynym rozwiązaniem było znalezienie nowej wojny i okazji do łupów. Doskonałym celem okazała się być Rzeczpospolita, od 1648 roku zmagająca się z powstaniem Chmielnickiego, od 1654 zaś z najazdem rosyjskim. Wojska caratu weszły głęboko w kraj, zajęły Wilno i Szwecja mogła obawiać się, że Moskwa zdobędzie zbyt silną pozycję. Szwedzi mieli pretekst w postaci sporu dynastycznego, Jan II Kazimierz Waza wciąż bowiem tytułował się królem Szwecji. 

Początek wojny i rola klasztoru

Osłabiona dwiema wojnami – domową z Chmielnickim i najazdem Rosji – Rzeczpospolita nie potrafiła stawić czoła kolejnemu napastnikowi. Efektem był słaby opór, jaki napotykał szwedzki żołnierz lub, jak w przypadku pospolitego ruszenia pod Ujściem, kapitulacja i przekazanie władzy królowi szwedzkiemu. Wielu oddawało się na służbę króla szwedzkiego, widząc w nim tego, który może uratować Rzeczpospolitą od całkowitego rozpadu, inni uznając jego władzę pragnęli uzyskać spokój na jednym froncie, by skupić się na wojnie na wschodzie. Wkrótce niemal cały kraj znalazł się pod władzą rosyjską bądź szwedzką. Król zbiegł na Śląsk, gdzie oczekiwał rozwoju wypadków.
Przed wyruszeniem do Prus Królewskich, zwycięski Karol Gustaw postanowił zabezpieczyć sobie zaplecze poprzez zajęcie znaczniejszych miast pogranicza polsko-śląskiego. Częstochowa musiała zostać opanowana między innymi po to, by odciąć Kana Kazimierza od informacji z kraju. 


Paulini na Jasnej Górze znajdowali się od 1382 roku, gdy z Węgier sprowadził ich Władysław Opolczyk. Wkrótce powierzono im opiekę nad obrazem Matki Boskiej z Dzieciątkiem, według legendy namalowanym przez Łukasza Ewangelistę na desce stołu w Jerozolimie. Obraz – w rzeczywistości powstały na Półwyspie Apenińskim w XIV wieku – stał się przyczyną rosnącej popularności Jasnej Góry, na którą wiedzeni cudami, przybywali kolejni pielgrzymi, oraz zainteresowania władców. W pierwszej połowie XV wieku drewniany kościół zastąpiono murowanym, powiększono również znacznie zabudowania klasztorne. Rozwoju nie zahamowało nawet splądrowanie klasztoru przez bandę rozbójników w czasie wojen husyckich. W pierwszej połowie XVII wieku, w odpowiedzi na wciąż rosnącą popularność wizerunku jasnogórskiego, powiększono gotycką świątynię. Równolegle, po wybuchu wojny trzydziestoletniej toczyły się prace fortyfikacyjne, które uczyniły z klasztoru jedną z potężniejszych twierdz Rzeczypospolitej na szlaku prowadzącym ze Śląska do Krakowa. 
Tymczasem, atmosfera po kilku miesiącach szwedzkiej władzy była coraz gorsza. Szlachta, nieprzywykła do płacenia podatków, była niezadowolona z wysokich kontrybucji. Lud gorszyło także postępowanie armii szwedzkiej, która przybyła do Rzeczypospolitej po łupy i ani myślała z nich rezygnować. Klasztor zabezpieczył tymczasem swój najcenniejszy skarb, przewożąc Cudowny Obraz do Lublińca, następnie do Mochowa koło Głogówka. Na Jasnej Górze myślano o zbrojnym oporze, lecz wszyscy pragnęli go uniknąć. Ojcowie paulini postanowili, że jeżeli cała Rzeczpospolita podda się Karolowi Gustawowi, oni także to uczynią; lecz jeżeli tylko część przejdzie na stronę Szwedów, mieli stać przy Janie Kazimierzu. Gdyby sam zwycięski król zjawił się na Jasnej Górze, mieli przyjąć go nie tyle z ochotą, ile z honorami. Jesienią praktycznie cała Polska, a wraz z nią Jasna Góra, uznały zwierzchnictwo szwedzkie, zakonnicy zaś przy tej okazji wystarali się o list żelazny dla swego klasztoru, który gwarantował zakonnikom zachowanie życia i dobytku klasztornego.

CZYTAJ TAKŻE: Katolicyzm potrydencki w Polsce

Ojciec Kordecki – w momencie rozpoczęcia oblężenia 52-letni zakonnik, w przeszłości nauczyciel retoryki i wykładowca teologii moralnej – nie pragnął uczynienia z klasztoru symbolu niezłomnego oporu, nie miał też ambicji odwracania przebiegu wojny, od której braciszkowie stać chcieli jak najdalej. Jego celem było uchronienie klasztoru od niechybnego splądrowania, jakie nastąpiłoby po zajęciu go przez wojska szwedzkie. Stąd list, jaki wysłał ojciec Kordecki w listopadzie 1655 roku do króla Karola X Gustawa, który od parunastu lat stanowi pożywkę dla rozmaitych sensacyjnych artykułów, demaskujących rzekomą zdradę przeora.

CZYTAJ TAKŻE: Kościół wobec powstania listopadowego

List ów, którego dokładna data jest niewiadomą – choć sam przeor podaje 21 listopada – znamy w dwóch wersjach. Jedna z nich, krótsza, pochodzi z napisanej kilka lat po oblężeniu (1658 to rok powszechnie uznawany w historiografii) przez Kordeckiego Nowej Gigantomachii, literackiego pamiętnika opisującego obronę klasztoru. Druga, pełniejsza, znajduje się w archiwach szwedzkich i odkryta została przez Theodora Westrina, autora opracowania Om Częstochowa klosters belägring af Karl X Gustafs trupper 1655 (O oblężeniu klasztoru częstochowskiego przez wojska Karola X Gustawa w 1655 roku). Westrin opublikował swoją pracę w 1905 roku – tym samym, w którym Sienkiewicz zdobył Nagrodę Nobla – i poświęcił ją odbrązowieniu wizerunku obrony. Różnice w treści obu wersji są dość znaczne – bez zbędnych złośliwości zauważyć należy, że w Nowej Gigantomachii pominięto te fragmenty listu, które czytelnikowi mogłyby wydawać się zbyt wiernopoddańcze, zaś inne w zgrabny sposób przeformułowano, by sprawiały wrażenie bardziej zdecydowanych.
Możemy przyjąć, że bliższe autentycznemu brzmieniu listu jest to, co przekazał Westrin. Kordecki pisze tam: Niechaj się dowie szanowna i szlachetna Dostojność Wasza, że nasz stan zakonny nie posiada prawa wybierania królów, lecz czci tych, których szlachta królestwa wybrała. Ponieważ Jego Królewską Mość, Króla Szwecji całe królestwo uznaje i na swego pana wybrało, przeto i my z naszem miejscem świętem, które do tego czasu tak opieki jak i najwyższego poszanowania doznawało ze strony królów polskich, pokornie poddaliśmy się Jego Królewskiej Mości Szwecji; świadczy o tem list salwagwardji szanownego i szlachetnego pana Wittenberga, naczelnego wodza, danej naszemu klasztorowi, dnia 28 października; odnowiliśmy naszą submisję powtórnie, wysyłając do Warszawy pismo, na które od Jego Królewskiej Mości oczekujemy odpowiedzi. Czcimy więc, jako ulegli poddani, Jego Królewską Mość Szwecji, Pana naszego najłaskawszego, nie odważamy się też podnieść zaczepnego oręża przeciw wojsku Jego Królewskiej Mości. Widzieliśmy rozporządzenie Majestatu Królewskiego, lecz ponieważ klasztor nasz wraz z kościołem z dawien dawna inną posiada nazwę i nazywa się Jasna Góra, a miasto Częstochowa pod żadnym względem nie należy do klasztoru, rozporządzenie wspomniane wielką obudziło w nas wątpliwość. Dlatego uniżenie szanownego i szlachetnego pana prosimy, ażeby dopóki ta wątpliwość nie zostanie usunięta przez nowe rozstrzygnięcie Jego Królewskiej Mości, tak nasz klasztor i poświęconą Bogu i Jego Najśw. Pannie świątynię, w której się zasyła do Boskiego Majestatu modlitwy za zdrowie Najjaśniejszego Króla Szwecji, Pana i Protektora naszego królestwa, jak i nas samych, których bynajmniej nie jest powołaniem opierać się potędze królów, zechciał w pokoju zostawić. Nie uwłaczamy przez to szlachetnemu panu, lecz owszem od jego poparcia i w przyszłości wiele sobie obiecujemy. Cokolwiek Jego Królewska Mość rozkaże, chętnie spełnimy. Tymczasem jak najusilniej polecamy się łaskawości szanownego i szlachetnego pana.
W wersji z Nowej Gigantomachii w liście pojawia się stwierdzenie mamy dostateczną załogę do powstrzymania jakiegokolwiek napadu na miejsce święte. I rzeczywiście było to prawdą. Zakonnicy mieli zasoby, pozwalające w razie konieczności odpowiedzieć zbrojnie na próbę zajęcia klasztoru. Załoga – licząca około 160 osób, pod koniec listopada wraz z okoliczną szlachtą liczba obrońców wynosiła około 250 – miała do dyspozycji 24(?) działa, z czego połowę ciężkich. Do tego 60 muszkietów, zakupionych w trakcie trwania wojny. Tymczasem, już 8 listopada pod murami Jasnej Góry zjawił się oddział jazdy pozostającego na służbie szwedzkiej czeskiego hrabiego Jana Wejharda Wrzesowicza. Po nieudanej próbie zajęcia klasztoru z zaskoczenia i krótkich negocjacjach, które zakończyły się odmową wpuszczenia żołnierzy na teren klasztoru, Wrzesowicz wycofał się w kierunku Wielunia. Ten, jakbyśmy dziś powiedzieli, incydent był przedsmakiem tego, co czekało klasztor kilka tygodni później.

Oblężenie Jasnej Góry przez Szwedów w 1655 r., XVII w., Sala Rycerska, Jasna Góra

18 listopada pod mury klasztoru podeszły wojska generała Burcharda Müllera von der Lühne, który jesienią tegoż roku otrzymał awans na generała-porucznika i stanowisko komendanta wojskowego w Wielkopolsce. Głównym celem jego wyprawy na pogranicze, oprócz zajęcia punktów strategicznych, była pacyfikacja partyzantki w ziemi sieradzkiej. Pomysł zajęcia samego klasztoru miał wyjść od marszałka Wittenberga, który bogactwa zagarnięte z klasztoru pragnął przeznaczyć na opłacenie wojsk kwarcianych, które zadeklarowały lojalność wobec Karola Gustawa.
Historycy nie są zgodni co do wielkości wojsk szwedzkich pod Jasną Górą; pojawiają się liczby od dwóch do nawet dziewięciu tysięcy, aczkolwiek zdecydowana większość przyjmuje wielkości bardziej zbliżone do tej mniejszej liczby. Mimo sporej przewagi liczebnej przeciwnika, zakonnicy byli w korzystnej sytuacji, gdyż Szwedzi nie mieli artylerii oblężniczej – jedynie 8 lżejszych dział polowych - zaś ich wojska składały się głównie z nieużytecznej przy oblężeniu jazdy. Zresztą, sporą część wojsk Müllera stanowili Polacy, niechętnie odnoszący się do oblężenia tego miejsca, którzy odmówili atakowania Jasnej Góry, ograniczając się jedynie do ochrony wojsk szwedzkich przed atakami z zewnątrz. Wobec słabości swoich oddziałów, Müller otoczył klasztor i rozpoczął walkę psychologiczną, licząc że dotychczasowe sukcesy najeźdźców przekonają zakonników i szlachtę o bezsensowności oporu. Po odmowie wpuszczenia na Jasną Górę, słał tymczasem do Krakowa o dostarczenie armat oblężniczych.

Prawdziwy obraz oblężenia

Generał Müller był znakomitym dowódcą i wiedział, że z wojskami, które stały pod Jasną Górą, może najwyżej czekać na zmianę nastrojów w klasztorze. Natarcie - i bezpośredni szturm - musiałoby się skończyć masakrą wojsk szwedzkich. Nie oznacza to oczywiście, że obie strony bezczynnie przyglądały się sobie nawzajem: trwał ostrzał artyleryjski, w którym przewagę mieli broniący, dysponujący lepszym arsenałem. Niemal codziennie dochodziło jednak do prób rozmów. Oblegający rozłożyli się pod klasztorem, między innymi w pobliskiej wsi Częstochówce, gdzie przejęli znaczne zapasy żywności. 25 listopada oblężeni pod wodzą Piotra Czarnieckiego przeprowadzili brawurowy rajd na pozycje wroga i zagwoździli dwa działa, wycinając w pień ich załogę. Po tym epizodzie nastąpiły rokowania, w czasie których Szwedzi uwięzili dwóch zakonników, by wymusić na przeorze przystąpienie do układów. Po ich uwolnieniu doszło do rozmów, jednak Kordecki stanowczo odmawiał wpuszczenia wojsk do twierdzy. Do klasztoru docierały informacje – przekazywane zresztą przez oblegających go Polaków – o niezadowoleniu wśród pozostających na służbie szwedzkiej rodaków. Zakonnicy postanowili również zagrać na nastroju Szwedów, przeciągając każde negocjacje i  kilkukrotnie zrywając je.
Niepotwierdzony pozostaje także inny motyw kojarzony z oblężeniem: przeor Kordecki z monstrancją na murach oblężonego klasztoru. Co prawda, 21 listopada obchodzono uroczyście święto Ofiarowania NMP, które zakonnicy wykorzystali do zaprezentowania bogactwa szat i paramentów liturgicznych, lecz - jeśli zapomnieć na chwilę o Nowej Gigantomachii - cokolwiek ponadto pozostaje to tylko piękną legendą.
Pod koniec listopada oblegający otrzymali posiłki w liczbie 600 ludzi i 3 armat. Tymczasem jako poseł generała Müllera przybył do klasztoru podczaszy rawski Piotr Śladkowski; jednak zamiast namawiać zakonników do poddania twierdzy, zagrzewał ich do walki, wskazując niepowodzenia Karola Gustawa i rosnące nim rozczarowanie służących mu polskich oddziałów, które widząc, że nie dba on o Rzeczpospolitą, lecz chce jedynie zagarnąć dla siebie jak najwięcej jej terytoriów, wracają do Jana Kazimierza.
Nowy etap oblężenia rozpoczął się 10 grudnia, gdy pod Częstochowę przybyły dwie doborowe kompanie niemieckie pułkownika Fromholda Wolffa (które przeszły na służbę szwedzką w czasie potopu) przywożąc ze sobą artylerię oblężniczą - dwie wielkie półkartauny 24-funtowe i cztery ćwierćkartauny 12-funtowe, pochodzące z arsenału w Krakowie. W tym momencie wojska szwedzkie pod Jasną Górą osiągnęły swoją maksymalną liczebność i siłę: prawdopodobnie około 3,2 tysiąca ludzi, w tym 800 polskiej jazdy i 17 dział.
Zaciężni artylerzyści szwedzcy udowodnili swą biegłość, niszcząc częściowo mury klasztoru od strony północnej i w rejonie bastionu Św. Trójcy. Zakonne działa również zadawały przeciwnikowi ciężkie straty. 14 grudnia obrońcy mieli zniszczyć jedno z dział przeciwnika. Szwedzi zaczęli ostrzeliwać kurtynę południową. Zastosowali również metodę skuteczną przy wielu innych oblężeniach: pod Jasną Górę sprowadzili z Olkusza górników w celu podkopania się pod twierdzę i wysadzenia jej murów od dołu. W odróżnieniu od nierealnego szturmu i nieskutecznego dotychczas ostrzału, było to prawdziwe zagrożenie dla twierdzy. Obrońcy doskonale rozpoznali zamiary przeciwnika i znów pod wodzą Czarnieckiego dokonali wypadku w świetle dnia, wycinając w pień kopiących tunel. W przeddzień Bożego Narodzenia wystosowano kolejne żądanie poddania klasztoru. Odmowa sprowokowała Müllera do intensyfikacji ostrzału; napastnicy strzelali tak zapamiętale, że jedna z armat pękła, prawdopodobnie w wyniku różnicy temperatur.
Żaden Kmicic nie musiał wysadzać kolubryny, bo działa szwedzkie, choć dużego kalibru, słabsze były od klasztornych; zresztą szybko zaczęło oblegającym brakować prochu. Niezadowolenie wśród wojsk Müllera rosło. Partyzanci nękali ich równie dotkliwie, co klasztorna artyleria.

Jan II Kazimierz, pędzla nieznanego malarza, Muzeum Narodowe w Sztokholmie

Sytuacja Szwedów w Polsce zmieniała się na gorsze. Pod koniec roku z Małopolsce rozgorzały walki powstańcze; 7 grudnia chorągiew Wojniłłowicza zwyciężyła pod Krosnem, 13 grudnia chłopi odbili Nowy Sącz. Najeźdźcy po kolei ustępowali z miast i ziem południowej Polski. Bierna dotychczas szlachta wypowiadała posłuszeństwo Karolowi X Gustawowi. 16 grudnia w Sokalu (dziś Ukraina) hetmani koronni: Stanisław Potocki i Stanisław Lankoroński wezwali do walki z najeźdźcą.
Tymczasem król Karol Gustaw uznał, że próba zdobycia klasztoru – mało realna w czasie ostrej zimy - przyniesie więcej szkody, niż pożytku. Od początku zresztą był zwolennikiem unikania otwartej konfrontacji z zakonnikami. Wiązała siły Müllera, których potrzebowano w Prusach, do tego negatywnie usposabiała Polaków do Szwedów, którzy potrzebowali sił miejscowych, by opanować i utrzymać tak wielki kraj. Próba opanowania Jasnej Góry miała się okazać nieudana. 
Przed zwinięciem oblężenia generał zażądał jeszcze od zakonników 60 tysięcy talarów w zamian za odejście spod twierdzy. Przeor Kordecki odpowiedział, że z chęcią ofiarowałby tę kwotę przed walką, lecz szwedzkie oblężenie spowodowało takie szkody w majątku klasztoru, że nie jest on w stanie wyłożyć takiej sumy. 27 grudnia Szwedzi odeszli spod Jasnej Góry.

Obrona Częstochowy w pamięci i propagandzie

Już dwa dni później wojsko zgromadzone przy hetmanach zawiązało konfederację tyszowiecką, której celem było wypędzenie Szwedów z kraju. Konfederacja była wynikiem niezadowolenia z gwałtów i grabieży dokonywanych przez wojska szwedzkie. Szlachta z oburzeniem wspominała o podniesieniu świętokradczej ręki na miejsce najznaczniejsze nie tylko Rzeczypospolitej ale i Orbi Christiano. Kilka dni później w oblężonym Tykocinie zmarł główny sojusznik Szwedów na Litwie, Janusz Radziwiłł. Król wyruszył do Polski i 1 kwietnia złożył śluby lwowskie. 
Legenda obrony Jasnej Góry zaczęła swój żywot bardzo wcześnie: jako istotne wydarzenie wskazują ją już twórcy konfederacji tyszowieckiej. Literatura o oblężeniu jest tworzona równie szybko. W 1659 roku ukazuje się Obsido Claris Montis Częstochoviensis Stanisława Kobierzyckiego. Rok wcześniej światło dzienne ujrzała Nowa Gigantomachia przeora Kordeckiego. Dzieło to stanowi najobszerniejszą i najpopularniejszą relację z wydarzeń końca 1655 roku. Autor posłużył się historią oblężenia jako osnową dla stworzenia opowieści inspirowanej walką gigantów z bogami olimpijskimi. Są w niej Szwedzi pod postacią potężnych i straszliwych długowłosych i brodatych olbrzymów o długich wężowych zwojach zamiast nóg, są mgły - dzieło złego ducha (o czym ze skutku wnosić można), które swoją gęstością i duszącymi wyziewami tak dalece przeszkadzały. Bój obrońców jawi się jako zaiste heroiczny, skoro musieli się mierzyć nie tylko z wojskiem przeciwnika, ale i z siłami piekielnymi. Na szczęście, po ich stronie stała Bogurodzica i św. Paweł Pustelnik. Motyw znany już u Homera: Szwedzi niczym Achajowie wspomagani przez Atenę i Posejdona, mierzyli się z zakonnikami – Trojanami, po których stronie stali Apollo i Afrodyta. Oblężenie w mniemaniu ojca Kordeckiego stanowiło po prostu kolejny etap odwiecznej walki dobra ze złem. Sam szwedzki najazd był z kolei karą za grzechy Polaków, którzy w Nowej Gigantomachii stanowią swego rodzaju naród wybrany - motyw ten podejmie i rozwinie późniejsza literatura barokowa.

Proporzec króla szwedzkiego zdobyty przez siły Stefana Czarnieckiego w 1656 roku,
w zbiorach zamku wawelskiego (fot. S. Michta)

Dzieło przeora uczyniło chyba wiele złego dla polskiej historiografii. Utrwaliło w niej bowiem (a w zasadzie bezkrytyczny do niego stosunek naszych historyków) obraz obrony Jasnej Góry bliski temu, co na kartach swej powieści opisywał Sienkiewicz: heroicznego boju garstki niezłomnych patriotów z legionami groźnych i znakomicie uzbrojonych najeźdźców. Prawdziwe oblężenie było wydarzeniem o wiele skromniejszym. Doszło nawet do tego, że gdy Westrin opublikował pełną wersję listu do Karola Gustawa, wielu oskarżyło go o fałszerstwo bądź uleganie takowemu.
Na podstawie tego listu wypada zresztą zweryfikować powszechne przekonanie o postawie przeora. Nie śmiemy - jak czynią to niektórzy - nazwać go zdrajcą. Zresztą, jak nazwiemy wtedy Jana Sobieskiego, który w 1655 stanął po stronie Carolusa Gustavusa, czy hetmana Stanisława Potockiego? Postawa ojca Kordeckiego w końcu 1655 roku wynikała ze zwyczajnego pragmatyzmu; nie można jednak odmówić mu konsekwencji przed i w czasie oblężenia oraz zręczności w wykorzystaniu go dla wykreowania, jakże żywej, jego legendy.

CZYTAJ TAKŻE: Krzyżacy - jak naprawdę wyglądała ich historia?

Wątpliwą jest również teza o wpływie, jaki wywarło odstąpienie Szwedów spod murów Jasnej Góry na postawy Polaków. Choć wiedziano powszechnie o oblężeniu klasztoru, przyczyny pobudki i rozwoju antyszwedzkiego oporu są nieco bardziej złożone. Konfederaci tyszowieccy wspominają co prawda o Jasnej Górze, lecz oprócz tego piszą również o rabunkach i gwałtach, dokonywanych przez wojska wiarołomnego Pana Karola Gustawa, o rujnujących kontrybucjach i podatkach, nakładanych bez zgody szlachty, o planach politycznych i militarnych niezgodnych z racją stanu Rzplitej.
Prosta i chwytająca za serce historia obrony jasnogórskiego klasztoru była potrzebna. Wizja katolickiej Polski, broniącej się przed protestanckim najeźdźcą, który świętokradczą rękę podniósł na wiarę ludu podnosiła morale stronników Jana Kazimierza. W ton ten uderzał król również składając słynne śluby lwowskie. W ten sposób - jako starcie Polaków-katolików z protestanckimi Szwedami i ich innowierczymi sojusznikami w samej Rzeczypospolitej - zapamiętać chcieli potop sami jego uczestnicy, którzy przecież w roku 1655 gremialnie oddawali się w służbę króla Karola Gustawa. Swoistym kozłem ofiarnym, złożonym dla spokoju szlacheckich sumień, byli arianie, których w 1658 wypędzono z Polski pod zarzutem współpracy z najeźdźcą.

Wypada stwierdzić, że obraz obrony Jasnej Góry, znany powszechnie i nauczany w szkołach, niewiele ma wspólnego z rzeczywistością historyczną. Trudno jednak oczekiwać by stan ten się zmienił: przykładają do tego ręce również dziś sami zakonnicy częstochowskiego klasztoru, troskliwie pielęgnujący pamięć o ojcu Kordeckim. Antidotum na ten stan na pewno nie będą rozmaite, a pojawiające się od czasu do czasu, publikacje nazywające przeora zdrajcą: z tego prostego powodu, że są równie odległe od prawdy.

Bibliografia:

  1. B. Szyndler, Obrona Jasnej Góry przed Szwedami w świetle historiografii polskiej XX wieku, [w:] Zeszyty Historyczne Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie, z. X, 2009;
  2. M. Cetwiński, Nowa Gigantomachia. Przyczynek do barokowej wizji dziejów, [w:] Zeszyty Historyczne Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie, z. X, 2009;
  3. A. Kersten, Geneza Nowej Gigantomachii, [w:] Annales Universitatis Mariae Curie-Skłodowska. Sectio F, Nauki Filozoficzne i Humanistyczne 10, 1955;
  4. J. Wijaczka, Potop szwedzki w świadomości historycznej Polaków, [w:] Czasy Nowożytne 23, 2010;
  5. ks. dr Ludwik Frąś, Obrona Jasnej Góry w r. 1655, Częstochowa 1935.

Komentarze