Słowo stało się Ciałem - komuna w Münster

Wystąpienie Lutra i zakwestionowanie dotychczasowych autorytetów w kwestiach wiary wywołało istną erupcję teologicznej kreatywności. Tendencje i emocje, które dotychczas ograniczane były ścisłymi granicami dogmatu i dyscypliny, uwidoczniły się nieraz na najdziwniejsze sposoby.


Początki anabaptyzmu wiążą się z jedną z głównych postaci protestanckiej reformacji. Powstał on bowiem w Szwajcarii, a jego założycielami byli bliscy współpracownicy Urlicha Zwinglego - Konrad Grebel, Feliks Manz i Jörg Blaurock. Wszyscy oni uczestniczyli w jego dziele odnowy kościoła w Zurychu, aż do momentu zerwania w 1525. Poróżniło ich to, co stanowiło później główne znaki rozpoznawcze doktryny nowego ruchu. Grebel i towarzysze uważali, że chrzest niemowląt nie ma uzasadnienia w Piśmie Świętym. Choć Zwingli sam początkowo miał wątpliwości co do słuszności udzielania chrztu dzieciom, kiedy te nie mogą zrozumieć znaczenia tego sakramentu, widząc konsekwencje, jakie wyciągali z tego poglądu pierwsi anabaptyści, musiał bronić tradycyjnej praktyki. Ich sprzeciw budziła także polityka Zwinglego, dążąca do ścisłej współpracy Kościoła i władz cywilnych. Zręby swej doktryny zaprezentowali w czasie dysput, które toczyli ze swoim dawnym patronem. W ich wyniku musieli opuścić miasto, po czym udali się w różne kierunki, ewangelizując miasta i wsie Szwajcarii i południowych Niemiec. Radykalizm nowego ruchu uczynił z niego jednak wroga zarówno katolicyzmu, jak i protestantyzmu. Nie powinno więc dziwić, że żaden z trzech jego protagonistów nie przeżył Zwinglego, który zginął w 1531 roku.

Melchioryci

Lata dwudzieste XVI wieku sprzyjały rozwojowi radykalnych poglądów religijnych. Nie zdążył jeszcze opaść kurz po krwawo stłumionej wojnie chłopskiej (1524-26), gdy pogranicze szwajcarsko-niemieckie zaroiło się od niewielkich wspólnot. Powstające najczęściej niezależnie od siebie lub w oparciu o nauki wędrownych kaznodziejów, nie miały wielu wspólnych mianowników teologicznych. Część z nich jednak znalazła się pod wpływem idei anabaptystycznych: członkowie przyjmowali powtórny chrzest i część majątku oddawali do wspólnego użytku współbraci. Choć wspólna kiesa zazwyczaj nie była zbyt pokaźna, zdarzało się że świeżo nawróceni bogacze oddawali duże kwoty.

CZYTAJ TAKŻE: Zdusić herezję w zarodku - Karol V, Luter i sejm wormacki

Wzorowali się przy tym na opisie życia pierwszych chrześcijan z Dziejów Apostolskich: Trwali oni w nauce Apostołów i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwach. Bojaźń ogarniała każdego, gdyż Apostołowie czynili wiele znaków i cudów. Ci wszyscy, co uwierzyli, przebywali razem i wszystko mieli wspólne. Sprzedawali majątki i dobra i rozdzielali je każdemu według potrzeby. Codziennie trwali jednomyślnie w świątyni, a łamiąc chleb po domach, przyjmowali posiłek z radością i prostotą serca. Wielbili Boga, a cały lud odnosił się do nich życzliwie. Pan zaś przymnażał im codziennie tych, którzy dostępowali zbawienia (…). Jeden duch i jedno serce ożywiały wszystkich wierzących. Żaden nie nazywał swoim tego, co posiadał, ale wszystko mieli wspólne. Apostołowie z wielką mocą świadczyli o zmartwychwstaniu Pana Jezusa, a wszyscy oni mieli wielką łaskę. Nikt z nich nie cierpiał niedostatku, bo właściciele pól albo domów sprzedawali je i przynosili pieniądze [uzyskane] ze sprzedaży, i składali je u stóp Apostołów. Każdemu też rozdzielano według potrzeby. Tak Józef, nazwany przez Apostołów Barnabas, to znaczy "Syn Pocieszenia", lewita rodem z Cypru, sprzedał ziemię, którą posiadał, a pieniądze przyniósł i złożył u stóp Apostołów (Dz 2, 42-46; 4, 32-37).
Inaczej niż w przypadku głównego ideologa chłopskiej rewolty Tomasza Müntzera, nastawienie anabaptystów nie wynikało z dążenia do czegoś w rodzaju klasowej rewolucji podlanej protestancką teologią, lecz właśnie z poczucia wspólnoty wierzących. Zewnętrzne objawy były jednak podobne i choć byli oni przeciwnikami przemocy, musieli przyciągnąć uwagę miejscowych władz jako niebezpieczny element. Tym bardziej, że oprócz podważania skuteczności chrztu niemowląt i zachęcania do oddawania dóbr do wspólnego użytku, co było już wystarczająco rewolucyjne, sprzeciwiali się noszeniu broni i pomocy ramienia świeckiego dla Kościoła, kwestionując słuszność sojuszu ołtarza z tronem. 
Przywódcą jednej z takich grup był Melchior Hoffman. Początkowo zwolennik poglądów Marcina Lutra, w 1530 przyjął powtórny chrzest i stał się orędownikiem radykalnej wersji anabaptyzmu. Głosił bliskie przyjście Chrystusa i nieuchronność kary dla grzeszników. Nowym Jeruzalem miało stać się miasto Strasburg. Sam siebie uważał za Eliasza, tudzież jednego z Dwóch Świadków z 11 rozdziału Apokalipsy św. Jana. Wierząc w konieczność ofiarowania swego życia, sam oddał się do dyspozycji władz cywilnych w 1533 i spędził w więzieniu 10 lat, zanim zmarł. 
Hoffman wpłynął na anabaptyzm poprzez swojego ucznia, Jana Matthijsa. Ten amsterdamski piekarz po uwięzieniu Hoffmana stał się jednym z najważniejszych przywódców młodego ruchu. Jego poglądy jednak odchodziły w znaczący sposób od pierwotnej postaci anabaptyzmu. Nieprzerwane prześladowania dowodziły w jego mniemaniu nadchodzącego końca czasów, co oznaczało, że sprawiedliwi muszą porzucić bierną postawę pacyfizmu. W tym samym roku powtórnie ochrzcił wiele osób w Amsterdamie. Wśród nich był dwudziestoparoletni krawiec Jan z Lejdy (van Leiden). Misjonarze rozeszli się po Niderlandach i północnych Niemczech, trafiając między innymi do pozostającego pod władzą katolickiego księcia-biskupa Franciszka z Waldeck, lecz przychylnego protestantom Münster. Szybko okazało się, że to miasto, a nie Strasburg, ma szansę stać się Nowym Jeruzalem. Niespotykana w zasadzie nigdzie indziej tolerancja dla wierzeń anabaptystów oznaczała, że ruch mógł tam rozwinąć się z ogromnym sukcesem. 
Pokrewne idee głoszone były tam już od dłuższego czasu przez luterańskiego pastora Bernarda Rothmana. W styczniu 1534 gościł on dwóch wysłanników Matthijsa, w tym Jana z Lejdy. Ten ostatni opisywał masowe powtórne chrzty, do których przystąpić miało około 1400 osób – 1/5 mieszkańców miasta! Być może szacunki te są nieco przesadzone, na pewno jednak anabaptyści stai się liczącą siłą. Poczuli się na tyle pewnie, że przywódcy ruchu wezwali wyznawców do opuszczenia swoich domów i udania się do Münster, które miało się stać miastem wybranych podczas nadchodzącej Apokalipsy. W lutym radykałowie zdobyli przewagę w radzie miasta, która odtąd musiała dzielić się władzą z rozmaitymi prorokami i wieszczami.

Czekając na Chrystusa

Przejęcie władzy w Münster zapoczątkowało szereg niezwykłych i niepokojących wydarzeń. Masowe chrzty i przybycie do miasta Jana Matthijsa, uważanego za coraz większy autorytet, pobudziło apokaliptyczne nastroje. Natchnieni kaznodzieje, często kobiety, występowali na ulicach i w kościołach głosząc konieczność nawrócenia wobec rychłej kary Bożej. W mury napływali prześladowani anabaptyści. Atmosfera gęstniała z każdym dniem: rozpoczął się ikonoklazm, zaordynowano wspólnotę dóbr i zniesienie własności prywatnej. Wobec rychłego końca świata, zarządzono zniszczenie całej dokumentacji miejskiej. Obowiązkowy stał się także powtórny chrzest, a kto odmawiał jego przyjęcia, powinien opuścić miasto. Dwa strumienie ludzi mijały więc rogatki  Münster – ewakuujący się z niego luteranie i katolicy oraz napływający doń anabaptyści, między których rozdzielano majątki tych poprzednich. Do tego celu ustanowiono urzędy diakonów, wzorowane na Dziejach Apostolskich. 
Apokaliptyczne nastroje wzmacniała także sytuacja zewnętrzna – wiosną do oblężenia miasta przystąpiła szczególna, katolicko-protestancka koalicja, zorganizowana przez  Franciszka z Waldeck. Mieszkańców jednoczyła więc nie tylko wspólna religia, której znakiem był powtórny chrzest, często przyjmowany z konformizmu lub strachu, lecz także potrzeba obrony miasta przed wrogiem. 

munster, anabaptyści
Oblężenie Munster, Erhard Shoen, ca. 1535

Wraz z początkiem oblężenia miasto obiegło proroctwo Matthijsa o konkretnej dacie końca świata. Miało się to stać w Wielkanoc 5 kwietnia 1534 roku. Tego dnia całe miasto zgromadziło się na głównym placu w nadziei Sądu Bożego. Po kilkugodzinnym oczekiwaniu, gdy jasne stało się, że proroctwo się nie wypełni, Matthijs z niewielką grupą wyjechał poza bramy miasta i został zabity. Być może pragnął swej śmierci, podobnie jak jego nauczyciel Melchior Hoffman utożsamiając się z jednym z Dwóch Świadków z Apokalipsy św. Jana, których zabicie miało poprzedzić przyjście Chrystusa? Być może uważał siebie za kolejne wcielenie biblijnego Gedeona, który poprowadził Izrael przeciwko Madianitom? Faktem jest natomiast to, że od tej chwili jedynym przywódcą w mieście pozostał Jan z Lejdy. 

Królestwo nie z tego świata

Van Leiden musiał uspokoić sytuację w mieście, prezentując spójne wytłumaczenie tego, co stało się owej wielkanocnej niedzieli. Jeszcze tego samego dnia wystąpił przed tłumem mieszkańców i wygłosił mowę, w której stwierdził, że świat nie jest jeszcze gotowy na powtórne przyjście Chrystusa. Zadaniem grupy wybranych, zgromadzonej w murach miasta, było oczyszczenie ludzkości z grzechów, co oczywiście powinno rozpocząć się od samego Münster. 
Wkrótce van Leiden rozwiązał radę miejską i w jej miejsce powołał ośmiu, potem dwunastu starszych na wzór Sędziów Izraela, każdemu z nich powierzając miecz do walki pod Bożym sztandarem. Doskonałość moralną należało szerzyć nie tylko słowem i przykładem: wszak państwo istnieje także po to, by tę doskonałość wymuszać. Sześciu spośród Starszych codziennie wydawało wyroki, których wykonywanie powierzono Berndowi Knipperdollingowi. Urząd kata, odmiennie niż w ówczesnych miastach, był w Münster stanowiskiem bardzo prestiżowym.
W mieście de facto rozpoczęła się nowa era chrześcijańskiej doskonałości. Zlikwidowano istniejące wcześniej instytucje, jak cechy, których rolę przejęli nadzorcy doglądający działalności warsztatów. Dzieci gromadzono codziennie na lekcjach czytania i pisania połączonych z wychowaniem religijnym. Indoktrynacji podlegali także ci mieszkańcy, którzy jeszcze nie przyjęli powtórnego chrztu. Po raz kolejny wezwano do oddawania wszelkich kosztowności. Na ulicach płonęły stosy świeckiej literatury. Wszyscy mieszkańcy nosili odtąd jednolitą, skromną odzież. Znakiem rozpoznawczym stały się medaliony z napisem Słowo stało się Ciałem.
Wezwanie do doskonałości dotyczyło nie tylko garstki wybranych w murach miasta. Anabaptystyczne pamflety w jakiś sposób dostawały się także do wojsk Waldecka. Około dwustu landknechtów posłuchało wezwania do nawrócenia, dołączając do anabaptystów. Ich obecność w Münster była jednak sporym problemem; chyba większą motywacją, niż perspektywa rychłego końca świata, była dla nich wizja plądrowania bogatych klasztorów i katedralnych skarbców. Zamiast żołnierskiej dyscypliny wnieśli żołdacką anarchię. Kilku z nich stracono za zakłócanie porządku.
Dopóki żywe były nadzieje rychłej Apokalipsy, Münster było Nowym Jeruzalem. Teraz zaś stało się Izraelem – wybranym przez Boga ludem. Dla van Leidena oznaczało to także konieczność zwrócenia się ku regułom i prawom zawartym w Starym Testamencie. Po odparciu kolejnego szturmu, korzystając z wystąpienia jednego z proroków, van Leiden ogłosił siebie królem. Radę starszych zastąpiono dworem, gdzie zapadały najważniejsze decyzje. Wraz z tytułem Króla Nowej Świątyni pojawiła się także królewska purpura i insygnia władzy. Przed van Leidenem zawsze kroczyło dwóch młodzieńców, trzymających Stary Testament oraz nagi miecz. 

Jan van Leiden w Munster, Karel Frederik Bombled  (1822–1902)


Szaleństwo jednak nie skończyło się na tym. Konsekwentnie inspirując się Starym Testamentem, wprowadził nowy król obowiązkową poligamię dla mężczyzn. W mieście znajdowało się kilkakrotnie więcej kobiet, niż mężczyzn. Do tego małżeństwa zawarte przed przyjęciem powtórnego chrztu uważane były za nieistniejące, podobnie jak te, zawarte z osobami znajdującymi się poza murami. Sam van Leiden dawał przykład, biorąc przez kilka miesięcy w sumie za żony szesnaście kobiet z najbardziej liczących się rodów miasta, w tym wdowę do Matthijsie, Diever. Nowy ustrój rodzinny skierowany był jedynie na zapewnienie kobietom opieki konkretnych mężczyzn oraz na prokreację. Współżycie było dozwolone z każdą z żon, jednak po zajściu przez kobietę w ciążę była ona odsuwana od męża do czasu porodu. Ponieważ małżeństwa zawierano nawet z dziewczętami przed pierwszą miesiączką, wiele z nich przypłaciło je trwałymi obrażeniami lub nawet śmiercią.
Ta zmiana spowodowała oczywiście sprzeciw wielu obrońców miasta. Część z nich zdołała uwięzić van Leidena i  Knipperdollinga, jednak nie zdobyli poparcia mieszkańców, którzy odbili swoich przywódców. Część spiskowców skazano na śmierć, pozostałych wspaniałomyślnie ułaskawił król.
W listopadzie sytuacja obrońców znacząco się pogorszyła. Wobec kończących się zapasów, w oczy mieszkańców zajrzało widmo głodu. Zabroniono prywatnego wypieku chleba i warzenia piwa, zastępując samodzielną inicjatywę systemem centralnie zarządzanej produkcji i podziału żywności. Podjęto niedane próby szukania mediacji za pośrednictwem landgrafa heskiego Filipa Wielkodusznego.
Z Münster wysłano też kilka osób, które miały w okolicy głosić wezwanie do nawrócenia i szukać pomocy wśród ukrytych sojuszników anabaptyzmu. Oczywiście wszystkich ich złapano i – poza jednym – stracono. Tym, który się uratował był Heinrich Graes. Po kilku dniach pojawił się z powrotem w mieście, twierdząc że został pojmany, lecz w cudowny sposób uciekł z więzienia. Zdołał ponadto wezwać pomocy anabaptystów z najbliższych miast. Los obleganych był już jednak przesądzony.

Fałszywy prorok

Graes okazał się być zdrajcą. Pod pretekstem organizowania przyjaznych oddziałów opuścił znów miasto i udał się przed von Waldecka, donosząc mu o sytuacji wewnątrz murów. W mieście czyniono przygotowania do przyjęcia kontyngentu i zbrojnej wyprawy, która miała zanieść w świat anabaptystyczną teokrację. Tymczasem z początkiem roku 1535 dowództwo nad wzmocnionymi oddziałami otaczającymi Münster przejął Wirich von Daun. Pierścień wojsk wokół murów zaczął się zacieśniać. Wcześniej, pomimo oblężenia, możliwe było wydostanie się z miasta i wejście do niego. W czerwcu 1534 roku niejaka Hille Feicken opuściła mury z zamiarem zabicia von Waldecka. Widziała przy tym siebie jako starotestamentową Judytę, która zgładzeniem asyryjskiego wodza Holofernesa uratowała Izrael. 
Wiosną Münster było całkowicie odcięte od świata. Tym samy rozpoczął się najtragiczniejszy rozdział w dziejach anabaptystycznej rebelii. Tragiczne warunki, głód i choroby spowodowały, że w mieście upadły morale. W kwietniu król Jan nakazał najbardziej wyczerpanym, chorym i starym opuścić miasto, zaś w maju umożliwił mężczyznom oddalenie swoich dalszych żon, które z dziećmi udały się za mury. Wiele z nich spotkał z rąk oblegających najstraszliwszy los. 
Tymczasem anabaptystyczne królestwo pogrążało się nawet bez kolejnych szturmów landknechtów. Kolejne egzekucje za często błahe przewinienia wykonywał nawet sam van Leiden. Nadzieje na zwycięstwo dało kolejne proroctwo, zapowiadające oswobodzenie miasta w Wielkanoc. Gdy ta minęła bez cudownej interwencji, król zaczął wycofywać się z wcześniejszych twierdzeń, podkreślając że ten dzień miał dać im wolność nie zewnętrzną, lecz wewnętrzną. Sytuacja w jakiej się znajdują jest wynikiem ich pychy i zbytniego polegania na swojej sile, nie na niezawodnej pomocy Boga. 
Miasto wzięto dzięki zdradzie. Uwięziony przez oblegających młody strażnik Heinrich Gresbeck wskazał miejsce, w którym atakujący mogli łatwo dostać się za mury i sam poprowadził ich do miasta. W czasie szturmu życie straciło około 600 obrońców. 
Książe-biskup pozwolił dawnym mieszkańcom wrócić i odbudować miasto. Nie mogli oni jednak liczyć na powrót wolności religijnej i samorządu sprzed 1534 roku. Münster miało być miastem katolickim, w którym ostatnie słowo zawsze miał von Waldeck. Pierwsze wybory do rady miejskiej przeprowadzono dopiero w 1554 roku. Ci anabaptyści, którzy po Münster pozostali, musieli poradzić sobie z kłopotliwym dziedzictwem. Odwrót od wojowniczych idei zapoczątkował wielki teolog Menno Simons.

Stracenie Jana van Leiden, Lambertus Hortensius, ca. 1548

Przywódców anabaptystów spotkał okropny los. Jan van Leiden, Bernard Knipperdolling i Bernard Krechting zostali poddani torturom. Z pokonanych uczyniono widowisko, obwożone po miastach i miasteczkach północno-zachodnich Niemiec i Niderlandów. Koniec ich gehenny nadszedł dopiero w styczniu 1536 roku. Poćwiartowane ciała wystawiono na widok publiczny w żelaznych klatkach, zawieszonych na wieży kościoła św. Lamberta, które pozostały tam przez setki lat. Kiedy miasto podnosiło się z gruzów po alianckich bombardowaniach II wojny światowej, na odbudowanym gmachu pojawiły się także repliki pustych już klatek, przypominając o tragicznej historii sprzed wieków.

Bibliografia:

  1. R.Klötzer, The Melchiorites and Münster [w:] A Companion to Anabaptism and Spiritualism, red. J.Roth, J.Stayer, 2006
  2. B.Scribner. Practical Utopias: Pre-Modern Communism and the Reformation, Comparative Studies in Society and History, vol. 36, no. 4, 1994, pp. 743–774

Komentarze